Forum www.maravillas.fora.pl Strona Główna
 
 FAQFAQ   FAQSzukaj   FAQUżytkownicy   FAQGrupy  GalerieGalerie   FAQRejestracja   FAQProfil   FAQZaloguj 
FAQZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   
Gospoda 'Kary rumak'
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.maravillas.fora.pl Strona Główna -> Wschodnie dzielnice
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mavis




Dołączył: 14 Lis 2015
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 0:33, 25 Gru 2015    Temat postu:

Obserwowała, jak zmieniał się wyraz twarzy Inkwizytora i ogarnęło ją irracjonalne samozadowolenie. Dawno nie zdarzyło jej się wyprowadzić kogoś z równowagi do tego stopnia. Słysząc, jego słowa wykrzywiła usta w lekkim uśmieszku. Niedoczekanie twoje, pomyślała; jednocześnie wykonując błyskawiczny ruch nadgarstkiem. Ostrze błysnęło — obijając miecz. W efekcie, zamiast wytrącić jej szable, sam pozbawił się broni, która z brzdękiem opadła na ziemię parę metrów dalej.
Wzięła głęboki oddech, by wyciszyć umysł i ocenić sytuację. Carney poradzi sobie bez problemu, o to mogła być spokojna. Ruda tymczasem stanęła za Vasey, w każdej chwili gotowe były do ataku. Dodatkowym utrudnieniem okazała się dziewczyna, która właśnie weszła do środka, stała teraz przy wejściu i ciężko było stwierdzić, co ma zamiar zrobić w tej sytuacji. Do tego strażnik miejski. Był lekkim utrudnieniem, aczkolwiek najwyraźniej pijany nie zwrócił uwagi na zamieszanie, tylko na stojącą w drzwiach dziewkę we wzorzystym stroju. Jakby na dokładkę jeden ze strażników zatrzymał podejrzanie wyglądającego młodego mężczyznę. Gdy krzyknął, że jest on „tym czarnoksiężnikiem” dostrzegła w tym szansę, ale Inkwizytor nawet nie zwrócił uwagi na słowa swojego podwładnego, co nie było wcale dziwne bowiem Mavis właśnie go obezwładniła i mierzyła do niego szablą. Właściwie sytuacja była fatalna i tym razem była to w gruncie rzeczy jej wina, mogli to wszystko załatwić pokojowo. Wtem coś wpadło jej do głowy. Nie był to może najlepszy z jej pomysłów, ale wciąż może wyjść z tego obronną ręką. Wystarczyło skłamać.
Obróciła szable tak, by Inkwizytor mógł zobaczyć wypaloną na ostrzu pieczęć. W myślach układała sobie zgrabną historyjkę, na którą mogłaby się powołać. W gruncie rzeczy nie byłoby to znowu tak wielkie oszustwo, chociaż jej ojciec wściekłby się, gdyby wieści do niego dotarły. Gdy mina Miguela zmieniła się, ukazując zaskoczenie postanowiła wprowadzić plan w życie.
- Inkwizytorze Sancheza, chyba najpierw powinien się pan rozeznać w sytuacji, nim wysunie pan oskarżenia, panie. A już na pewno powinieneś wiedzieć panie, z kim rozmawiasz.- Ton głosy miała znacznie łagodniejszy niż wcześniej, musiała się uspokoić, jeśli plan miał zadziałać. Mogła mieć tylko nadzieję, że reszta nie będzie się wtrącać, ponieważ to zrujnowałoby wszystko.
Wolną dłonią zsunęła kaptur z głowy, ukazując rysy twarzy, białe włosy, a przede wszystkim — uszy.
- Musisz wiedzieć Inkwizytorze, że w tej sytuacji działasz przeciw paktowi zawartemu z rodem Aredhel mówiącemu wyraźnie, że elfy mogą przebywać na terenie innych państw, na dowód czego świadczą, chociażby kuźnie elfickie w tym miasteczku. - Mówiąc to, opuściła szable i schowała ją do pochwy. - Proszę o wybaczenie moich wcześniejszych słów, musisz jednak zrozumieć Pnie, że wzbudziło we mnie gniew, gdy wysunięte zostały oszczerstwa wobec mojej podwładnej bazujące wyłącznie na odcieniu jej włosów. Ja, Mavis Larien Aredhel wezmę odpowiedzialności za zniszczoną przez nią uprawę, jednak żądam również, żeby w zaistniałej sytuacji wycofał się pan, Inkwizytorze. Chyba że powinniśmy udać się do Watykanu i wraz z Papierzem okaz królem Aredhel rozwiązać nasz konflikt.- Na koniec uniosła lekko brwi w oczekiwaniu na odpowiedź. Teraz mogła albo wszystko naprawić, albo jeszcze pogorszyć. Pomimo wszystko w tej sytuacji wydawało się, że wybrała tą lepszą z dwóch opcji. Gdyby dalej walczyli musieliby niezwłocznie opuścić Maravillas,(nie było wątpliwości, że wygraliby tę walkę) teraz otworzył się przed nimi wachlarz możliwości, a wszystko zależało od tego, jak zachowa się Inkwizytor i jej 'kompani".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carney




Dołączył: 09 Lis 2015
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szkocja

PostWysłany: Pią 23:54, 25 Gru 2015    Temat postu:

Determinacja tego wieśniaka zdziwiła Carney'a. Gdy jego pałka rozleciała się w drzazgi ten zaatakował go ponownie, tym razem pięścią. W pierwszym odruchu wilkołak chciał odrzucić oręż i walczyć wręcz, lecz miecz którym się posługiwał był za dobry. Lubił tę broń i nie chciał by wpadła w niepowołane ręce lub uległa zniszczeniu. W ostatniej chwili uchylił się przed ciosem a następnie, zanim napastnik zdążył zareagować, uderzył go płazem miecza w głowę. Włożył w cios tyle siły, by na jakiś czas pozbawić mężczyznę przytomności.
W tym samym czasie Carney usłyszał głośny - zdecydowanie zbyt głośny - krzyk jakiegoś strażnika, który twierdził, że znalazł prawdziwego czarnoksiężnika. Ociemniałość tych ludzi nie przestawała zadziwiać Szkota. Wystarczyło, że ktoś wstał w niewłaściwym momencie, a oni już byli gotowi posądzić nieszczęśnika o czary. Przy okazji mężczyzna zauważył młodą kobietę w kolorowej sukni, zagadywaną przez jakiegoś pijaka. Była ona naprawdę ładna ze swoimi dużymi oczami i lekko zadartym nosem. Trzy ładne dziewki, pomyślał, może ten wieczór niekoniecznie okaże się taki zły? Trzeba by go tylko w odpowiedni sposób zakończyć.
Bieg jego myśli odwrócił stojący niebezpiecznie blisko inkwizytor. Wilkołak nie chciał się do tego przed sobą przyznać, ale bał się zakonu, ich działań a przede wszystkim tortur. Z jego przyspieszoną regenracją ran cierpienie byłoby z pewnością większe i dłuższe. A zwierzęta nie lubiły bólu, uciekały przed nim - wilki nie były tu wyjątkiem.
Rycerz coś krzyknął i chcąc wytrącić z ręki Mavis szablę wykonał najbanalniejszy sztych. Ta z łatwością obróciła to przeciwko niemu i sekundę później wojak stał bez broni. Kobieta pokazała jakiś znak na ostrzu i odrzuciła kaptur, ukazując światu charakterystyczny kształt uszu. Wszystko stało się aż zbyt jasne - dziewki były elfkami. Nie wiedzieć czemu rzucił przelotnie okiem na Vasey, jakby ją oceniając. Zaraz jednak spojrzał znowu na Mavis i inkwizytora, bo sprawy przybrały zaiste ciekawy obrót. Kobieta wspomniała jakiś pakt - przy okazji wydając pracującego tu zapewne kowala - i zaproponowała kompromis. Wilkołak prawie parsknął śmiechem gdy usłyszał jak rzekła, że ta wiewióra jest jej służącą. Był ciekaw co powie na to zbrojny. Postanowił zachować milczenie, mając nadzieję, że tym razem nie ściągnie na siebie kolejnych kłopotów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vasey




Dołączył: 14 Paź 2015
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:29, 27 Gru 2015    Temat postu:

Vasey poczuła dreszczyk strachu, kiedy jej plecy oparły się o czyjeś ciało. Kątem oka zauważyła rude włosy i odetchnęła z ulgą. Ruda najwyraźniej poradziła sobie z atakującym ją strażnikiem, z pozostałym też nie powinna mieć kłopotów.
Przeciwnik dziewczyny zamachnął się na nią mieczem. W pierwszym odruchu Vas chciała zrobik unik, uskoczyć w bok. Zaraz po tym zdała sobie sprawę z obecności Rudowłosej. Miecz przeciąłby chudą kobietę w pół. Dlatego Vas wycelowała szablę w przedramię strażnika, poruszając samym tylko nadgarstkiem. Rozpędzona ręka mężczyzny nie miała wyboru. Musiała spotkać się z piórem polskiej szabli.
W momencie, gdy Vasey robiła użytek ze swoich szermierczych zdolności, ze środka sali dobiegł ją donośny głos Mavis. Słysząc wyniosły ton kobiety, Vas wywróciła oczami jak zniecierpliwione dziecko, pouczane przez mądrzejszego człowieka. Mimo wrodzonej buntowniczej postawy musiała przyznać, iż Mavis nie brakuje rozsądku. Vasey nie obchodziło czy to, co mówi elfica, jest prawdą. Grunt, że zagadała Inkwizytora, próbując skłonić go do dowolnego ustąpienia i ucieczki z podkulonym ogonem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Florence




Dołączył: 15 Gru 2015
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Paryż

PostWysłany: Nie 19:45, 27 Gru 2015    Temat postu:

Inkwizycja miała to do siebie, że była dość nudna i przewidywalna, więc słowa kobiety jej wcale nie zdziwiły, jedynie upewniły w przypuszczeniach. Zaśmiała się w duchu na jej radę. Uciekać i nie przeszkadzać? To było zdecydowane przeciwieństwo tego, co zamierzała zrobić.
Mężczyznę, który rzucił się na Inkwizytora, musiała od razu uznać za sojusznika. Skupiła się na Inkwizytorze, by zmylić go i uniemożliwić obronę, lecz wtem jakiś strażnik zaatakował czarno odzianego, na co nie zdążyła zareagować. Gdy ten upadł nieprzytomny, w pierwszym odruchu chciała do niego podbiec, ale uznała, że o wiele bardziej pomoże pozostają niezauważoną. Od razu przeniosła wzrok na chłopa atakującego uzbrojonego w miecz mężczyznę. Tak samo jak powalony, był dość skromnie odziany. To sprawiło, że od razu wzięła go w obronę. Dodatkowo decyzji sprzyjał fakt, że mężczyzna z którym walczył, choć zdecydowanie nie był strażnikiem, miał w sobie coś z wojaka, całkiem zresztą przystojnego, z którym tamten, jak się zdawało, nie miał szans.
Jednak po słowach Inkwizytora, zwróciła uwagę na kobietę w szarym płaszczu. I uczuła, że powinna właśnie jej pomóc. Gdy tylko biało odziany mężczyzna zamachnął się na nią, oślepiła go. Jednak, ku zdziwieniu Flo, kobieta z nadludzką zręcznością obroniła się, a wręcz rozbroiła przeciwnika. Flo nawet nie była pewna, czy jej czar zadziałał. Za to wieśniak leżał już na ziemi, uderzony mieczem. Poczuła złość na siebie, że tak źle oceniła sytuację i nie pomogła tej osobie, której powinna.
Nie zwróciła uwagi na pijanego strażnika, póki ten nie zastawił jej drogi. Owionął ją zapach piwa. Musiał być naprawdę mocno podchmielony, skoro przystawiał się do niej podczas takiej akcji. Postanowiła jak najszybciej zwrócić jego uwagę na coś innego.
- Och, w samą porę pan przyszedł – zaczęła, ignorując zupełnie jego pytanie i przybierając pozę wystraszonej dziewczyny – Niech pan złapie tych złoczyńców!
Wskazała ręką na rozgrywającą się przy stole scenę.
Wtem krzyk strażnika odwrócił jej uwagę. Zatrzymał on jakiegoś jegomościa stojącego niedaleko niej, już prawie przy drzwiach. Spojrzała na postać w czarnym płaszczu i momentalnie poczuła sączącą się magię. Coś jakby drganie powietrza, choć nie czuła tego dotykiem, ale jakby zupełnie nowym, szóstym zmysłem, odpowiedzialnym właśnie za wyczuwanie magii. Wcale nie znaczyło to, że jest czarodziejem, równie dobrze mógł mieć przy sobie talizman od wróżki. Jednak, jeśli Inkwizycja poznała w nim poszukiwanego czarnoksiężnika, coś musiało być na rzeczy. Akurat w tej kwestii mieli zatrważająco dobrą pamięć. Miała mieszane uczucia względem mężczyzny. Tam, obok niego, mu podobni (przez prostą kalkulację, Flo uznała wrogów Inkwizycji za magów) byli atakowani, a on próbował się wymknąć chyłkiem? Karygodne. Jeżeli nie będą sobie wzajemnie pomagać, to długo nie przetrwają.
Mogła sprawić, by zniknął, bądź oślepić strażnika i dać mu szansę na ucieczką, ale nie zasłużył w jej mniemaniu. Z drugiej strony, nie chciała pozwolić, by dostał się, ot tak w niewolę. Zawsze musiała wszystko przesadnie analizować, to było męczące. Nie mając zbyt wiele czasu, kopnęła strażnika w rzyć, oczywiście nie dosłownie, by chociaż dać szansę czarnoksiężnikowi na wyjęcie broni. Tak się złożyło, że akurat za owym strażnikiem stał pijak, który zagradzał jej drogę. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, uda jej się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Jej uwagę przyciągnął kobiecy głos i spojrzała w stronę, z której dobiegał. Postać w szarym płaszczu zsunęła kaptur z głowy. Flo otworzyła usta w zdumieniu. Osoba ta, jak się okazało, była elfką i do tego niezwykle piękną. Delikatne rysy twarzy, cudne oczy i niecodzienny kolor włosów stanowiły obrazek bliski perfekcji. Mówiła na tyle głośno, by Flo mogła ją zrozumieć.
Przez chwilę wzrok Flo powędrował w stronę kobiety, która stała obok rudowłosej i ładnie obroniła się przed atakującym napastnikiem. Jednak zaraz znów spojrzała na elfkę, licząc na to, że jej słowa nieco rozjaśnią całą sytuację.
Niemal się skrzywiła, słysząc trzyczłonowe, plączące język miano, świadczące o wysokim urodzeniu.
Tak, była uprzedzona. Wielu możnowładców było nietolerancyjnych wobec prostego ludu, dlaczego by i ona nie miała takiego prawa? Nie chciała jednak upierać się wiecznie ze swoją nieuzasadnioną niechęcią, jak nie jeden arystokrata w stosunku do niżej urodzonych. Jeżeli okaże się, że jest w kimś coś jeszcze, oprócz ważnego nazwiska, skłonna była uznać go za wartościowego. Nie inaczej było zresztą z Dewittem.
Król Aredhel? Nazwisko wydało się Flo dziwnie znajome. Wtem zdała sobie sprawę, że przed chwilą tak samo przedstawiła się elfka. Czyżby była królową? Nie miała pojęcia o polityce, tylko tyle ile można podsłuchać na jarmarkach czy w karczmach. Ale zazwyczaj ludzie znajdują o wiele wdzięczniejsze tematy do rozmów.
Zdziwiło ją to, jak bardzo elfka stara się bronić swoją podwładną, oferując ponadto, że zapłaci za dokonane przez nią zniszczenia. Rozbawiło natomiast powołanie na Papieża. No proszę, jaka wielka pannica, pomyślała zgryźliwie Flo. Jeżeli pomimo tych zniewalających argumentów Sánchez nie zrezygnuje z walki, nie była pewna kogo chętniej widziałaby powalonego na ziemi – Inkwizytora czy nadętą elfkę.


Ostatnio zmieniony przez Florence dnia Pon 15:51, 28 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raegan




Dołączył: 17 Paź 2015
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:14, 28 Gru 2015    Temat postu:

Raegan zerknął na Inkwizytora. Mężczyzna albo nie usłyszał swego podwładnego, albo był zbyt zajęty rozprawianiem się elficką dziewczyną. Zacisnął usta, wracając wzrokiem do strażnika. Zmierzył go uważnym spojrzeniem. Był młody, może nawet w podobnym wieku, co Reagan.
W pewnym momencie, jedna z tej kłopotliwej trójki, ta sama zresztą, która wcześniej zajęła się Inkwizytorem, zaczęła odciągać uwagę większości strażników i przy okazji także samego Sanchezy, zwracając się bezpośrednio do niego. Raegan jednak nie słuchał. Docierały do niego jedynie strzępki zdań. Coś o królu i elfach, i że Inkwizytor będzie miał przejebane, chyba, że się dogadają. To tak w skrócie.
Nie mniej, miał inne, większe zmartwienia. Pomyśleć, że od drzwi dzielił go tylko ten jeden, zdurniały strażnik, a nie mógł zrobić nic, żeby nie ściągać na siebie wzroku Inkwizycji. Z kpiną pomyślał, jak zresztą zawsze w takich przypadkach, że ci będą go tak ścigać przez najbliższą wieczność. Ależ był głupi. I taki nieuważny! Dać się zaskoczyć w tawernie! Jakim trzeba być durniem!
Mężczyzna drgnął nieznacznie i mocniej zacisnął dłoń na rękojeści wycelowanego w Raegana miecza, co nie umknęło uwadze młodzieńca. Pewnie nieczęsto miał do czynienia z wielkimi czarnoksiężnikami.
Ha!
Po szybkim rozważeniu wszelkich za i przeciw postanowił wyłgać się z kłopotów.
- Musiałeś mnie z kimś pomylić - odezwał się potulnie i posłał strażnikowi przepraszający uśmieszek. Stwierdził, że łatwiej będzie udawać nieszkodliwego, niż dawać pokaz siły w środku tawerny. Powstające z ziemi ciała, rozrywające deski podłogi nigdy nie działały na jego korzyść.
Dostrzegł na twarzy mężczyzny cień wątpliwości. Uniósł kącik ust w prawie niedostrzegalnym uśmieszku. Nie chcemy przecież wszystkiego popsuć.
Ukradkiem wsunął dłonie do obszernych kieszeni i zacisnął palce na niewielkich kulkach. Tak na wszelki wypadek - kiedy się je rozbije, w powietrze wznosi się chmura nieszkodliwego dymu. Na tyle gęsta, by mógł bez większych problemów zwiać, nim ktokolwiek się zorientuje, że już go nie ma. Nie raz i nie dwa się sprawdzało.
W drzwiach stanęła nagle jakaś dziewczyna. Rozglądała się, szczerze zdumiona, usiłując ogarnąć wzrokiem sytuację. Na chwilę zatrzymała wzrok na nim i przyglądała mu się chwilę. Dostrzegł w jej oczach coś dziwnego, gdy na ułamek sekundy przeniosła wzrok na zagradzającego mu drogę strażnika. W następnej sekundzie mężczyzna zachwiał się i runął w przód, pchnięty przez coś. Raegan zmarszczył brwi, ale bynajmniej nie miał zamiaru stać teraz w miejscu i zastanawiać się nad czymkolwiek.
Ruszył do drzwi.
Był już prawie na zewnątrz gdy nagle zatrzymał się w pół kroku i obejrzał przez ramię. Niby nic mu do tego ale, cholera, przepuścić taką okazję do uprzykrzenia Inkwizycji życia to grzech.
Rzucił w kierunku problematycznej trójki pociski, które cały czas trzymał w dłoni i wycofał się szybko, jeszcze nim błyskawicznie rozprzestrzeniająca się bura chmura dymu wypełniła karczmę całkowicie. Liczył, że banda skorzysta z okazji i zwieje, nim Sanchez i jego przydupasy zorientują się co zaszło. On w każdym razie nie miał zamiaru marnować ani sekundy więcej i szybkim krokiem ruszył przed siebie, jak najdalej od Rumaka, mocniej nasuwając kaptur płaszcza na głowę.


Ostatnio zmieniony przez Raegan dnia Pon 17:31, 28 Gru 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mistrz Gry.




Dołączył: 17 Paź 2015
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:38, 29 Gru 2015    Temat postu:

Cios Carney'a ostatecznie powalił upartego wieśniaka. Na widok powalonego towarzysza gruby przestał przez chwile wyć, uniósł swój gruby zadek i zawrotną prędkością wyleciał przez drzwi. Za nim, niczym spłoszona fretka, wybiegł szwagier. Prawdopodobnie w ogóle by tu nie przyszli, gdyby nie upór pozostałych dwóch wieśniaków, teraz rozciągniętych na podłodze.
Ten sam człowiek, który z wielkim zaangażowaniem rzucił się na Vasey, zawył i upuścił miecz, gdy szabla rozcięła mu rękę. Osunął się na kolana, całkowicie zapominając, że stoją przed nim dwie groźne elfice.
Widząc to, drugi ze strażników ruszył na pomoc koledze. Natarł z mieczem, wymierzając cięcie w rękę Rudowłosej. Kobieta znowu dała pokaz swojej zwinności. Zrobiła unik, wykonując półobrót. Zamierzyła się na zdezorientowanego strażnika dłonią, w której ściskała sztylet. Trafiła go za lewym uchem, powodując utratę przytomności.
Ruda zamarła w gotowości, trzymając przed sobą sztylet w drżącej ręce. Jej oddech stał się chrapliwy, przez skupioną dotąd twarz przemknął cień przerażenia. Nagle nogi się pod nią ugięły i Rudowłosa upadła obok powalonego przez siebie strażnika. Skuliła się na ziemi, zasłaniając powoli rosnącą na boku brzucha plamę. Płaszcz, bura kamizelka i ciemnozielona koszula skrywały pospiesznie zabandażowaną ranę ciętą.
W tym samym czasie Flo zagadała jedynego prawdziwego strażnika, bardziej w tym momencie przypominającego zwykłego zbira. Mężczyzna oniemiał, słysząc jej prośby.
- Co, kurna? - wymamrotał. - A pies ich srał, kobieto. - Wyciągnął wielką łapę, brudnymi paluchami sięgając ramion Florence. Obok nich przydupas inkwizytora niepewnie opuszczał miecz, cały czas kierując jego ostry koniec na młodzieńca w czerni. Nagle został popchnięty przez magicznego kopniaka, zatoczył się i odwrócił. Tracąc zainteresowanie Raeganem, ze wściekłością odrzucił miecz i zamachnął się pięściami na pijanego strażnika, w przekonaniu, iż to on zadał mu to poniżające kopnięcie. Wypadli na ulicę, tarzając się w błocie.
Teraz spojrzenia pozostałych w gospodzie osób zwrócone były na Mavis. Jedynie Vasey, Ruda i ich przeciwnicy kończyli swoją walkę. Inkwizytor, widząc, jak jego ludzie padają jak muchy, utracił nieco pewności. Wysłuchał elficy do końca, zazgrzytał zębami i pochylił się, by zabrać miecz.
- Inkwizycja tego nie zapomni. Skończycie na stosie. Wszyscy. - Wycelował w nich palcem, po czym odwróciło się i ruszył w kierunku wyjścia, zamiatając białą peleryną. Ostatni z jego ludzi podążył za nim. W drzwiach wybuchło małe zamieszanie, kiedy dym z pocisków Raegana spowił dwójkę niepożądanych gości. Obijając się o framugę wyszli na ulice, przecierając podrażnione oczy.
------------------
Kolejność taka sama. Raegan, jeśli wychodzisz, daj znać wpisując na koniec posta /zt. To pomoże uniknąć nieporozumień.

by Vasey
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mavis




Dołączył: 14 Lis 2015
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:41, 30 Gru 2015    Temat postu:

- Szczerze w to wątpię, Inkwizytorze. - Odparła spokojnie na jego groźby. Jej wargi wykrzywił mały uśmiech, gdy obserwowała zamieszanie przy drzwiach. Była z siebie dumna. Może trochę przesadziła, ale musiała go przekonać, że w tej sytuacji to najlepsze rozwiązanie. Zaśmiała się nawet widząc przez drzwi, tarzających się w wodzie mężczyzn. I pewnie dalej rozkoszowałaby się swoim zwycięstwem gdyby nie poczuła specyficznego, metalicznego zapachu.
W pierwszej chwili stwierdziła, że czuje krew, ponieważ paru strażników zyskało na pamiątkę małe rany, ale woń była zbyt intensywna. Mavis odwróciła się w stronę, z której dobiegał zapach. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Vasey i Carney wyglądali na nietkniętych, a Ruda klęczała na ziemi. Jednak na podłodze rozlewał się gęsty czerwony płyn. Białowłosa otworzyła szeroko oczy z przerażenia. W ciągu sekundy zerwała się z miejsca i opadła na ziemię obok poszkodowanej. Odsunęła jej ręce od rany, żeby ocenić szkody.
- Cholera... Niech ktoś przyniesie wodę! - krzyknęła siłą zmuszając rudną by położyła się na ziemi. Wyrwała sztylet z jej ręki i rozcięła materiał zasłaniający jej skórę by mieć łatwy dostęp do rany. Wyglądało to paskudnie, posoka wciąż się sączyła, na szczęście cięcie nie było głębokie. Mavis próbowała przypomnieć sobie wszystko czego nauczyła ją matka. Pociągnęła za rękaw swojej czarnej sukni i oderwała go na wysokości łokcia. Na początek trzeba zatamować krwawienie i oczyścić ranę zanim zdecyduje co dalej z nią zrobić.
- Gdzie ta woda?! - zawołała znów przyciskając obie dłonie do brzucha dziewczyny. Całkowicie skupiona, nie zauważyła, że plama na podłodze się powiększa, a ona klęczy w samym jej środku, jednak kto teraz zawracałby sobie głowę zniszczonym ubraniem?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carney




Dołączył: 09 Lis 2015
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szkocja

PostWysłany: Czw 10:03, 31 Gru 2015    Temat postu:

Carney ocenił powalonego przez siebie wieśniaka i stwierdził, że nieprędko wstanie. Otarł miecz o jego koszulę a następnie odprowadził pogardliwym wzrokiem grubasa i jego towarzysza, którzy nadzwyczaj szybko dali nogę. Przy drzwiach zaczęli mocować się dwaj strażnicy; po chwili wypadli na brudną ulicę, walcząc zaciekle.
Mężczyzna śledził dokładnie każdy ruch inkwizytora. Spiął nieznacznie mięśnie, gdy ten schylił się po miecz, lecz po chwili odetchnął z ulgą słysząc słowa rycerza. Nie przejął się tymi obietnicami i nie sądził, że powinien. Gdy usłyszał słowa Mavis, rzucił jej niespokojne spojrzenie. Na szczęście zbrojny wyszedł, nie zwracając na nią uwagi. Na chwilę zatrzymał go tylko jakiś dym, któy pojawił się nie wiadomo skąd. Wilkołak uśmiechnął się mściwie słysząc jak Sánchez obija się o framugi. Stracił zainteresowanie niezbyt miłymi gośćmi, spojrzał na tę dziewczynę w kolorowej sukni. Chciał do niej podejść i zacząć rozmowę, gdy przypomniał sobie o Vasey. Szybko rozważył w myślach obie opcje. Elfkę zdążył już nieco poznać i chyba udało mu się ją trochę zbajerować. Jeśli chodzi o tę drugą nie wiedział czego się spodziewać. Postanowił zostać w gospodzie i zobaczyć jak potoczą się dalsze wydarzenia.
Wtem zauważył jak Mavis pochyla się nad rozciągniętą na podłodze Rudowłosą, która obficie krwawiła. Elfka zażądała wody i zaczęła zajmować się ranną. Carney uznał, że wie co robi i nie musi jej pomagać. Wodę niech przyniosą kelnerki, z resztą nie wiedział gdzie ma ją znaleźć. Jak gdyby nigdy nic podszedł do stołu i przechylił kufel, wypijając ostatnie łyki pozostawionego przez siebie piwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vasey




Dołączył: 14 Paź 2015
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 2:22, 01 Sty 2016    Temat postu:

Przy drzwiach zaczęła się kolejna przepychanka pomiędzy człowiekiem inkwizytora a jakimś pijanym żołnierzem. Zamieszanie na chwilę zajęło uwagę Vasey. W tym nieciekawym towarzystwie zauważyła barwnie ubraną dziewczynę, wystrojoną jak estradowa tancerka. Przyglądała się kłótni dwóch zbirów ze spokojem, nie przejęła się też gdy mężczyźni przenieśli swą szarpaninę na zewnątrz.
Wtem dziewczyna w kolorowej sukni rozdziawiła usta, jakby się czymś zachwycała. Zamyślone oczy wbijała w Mavis. Vasey nie widziała twarzy elfki a jedynie jej niezwykłe, białe włosy.
Wielkie było zdumienie Vas, gdy inkwizytor zwyczajnie rzucił parę gróźb, podniósł ciężki miecz i odwrócił się na pięcie. Przy wychodzeniu przeszkodził mu jakiś dym, bynajmniej nie przypadkiem. Vasey już tego nie zauważyła. Rudowłosa, z którą walczyła ramię w ramię, osunęła się na ziemię z wyrazem bólu na twarzy. Mavis była szybsza, uklęknęła obok kobiety i odkryła przyczynę upadku Rudej. Gęsta, ciemna ciecz skalująca na podłogę mówiła sama za siebie. Rozpaczliwa prośba o wodę nie podziałała na Carney'a, mimo całego daru przekonywania jaki niewątpliwie posiadała elfka. W końcu nakłoniła samego inkwizytora do odwrotu.
Przeskakując nad ciałami nieprzytomnych dotarła do szynkwasu. Zza lady cały czas obserwowała ich nieszczęsna gospodyni. Nie zważając na to, że może być w szoku, Vasey weszła za kontuar i zapytała o wodę. Zreflektowała się i schowała szablę, aby nie wystraszyć kobiety jeszcze bardziej. Właścicielka skinęła jedynie głową, nadal trzęsąc się ze strachu, złości i bezsilności. Wskazała jej drzwi na zaplecze.
Zaraz za przejściem Vas znalazła drewniane wiadro. Po namyśle chwyciła jeszcze zapasową, czystą szmatkę i rozchlapując zimną wodę wróciła do głównej sali. Postawiła je obok Rudowłosej i stanęła obok, gotowa pomóc, jeżelj będzie taka potrzeba. Słowem nie wspomniała o tym, że słabo zna się na leczeniu ludzi. Ufała, że Mavis wie, co robi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Florence




Dołączył: 15 Gru 2015
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Paryż

PostWysłany: Pią 23:03, 01 Sty 2016    Temat postu:

Flo nawet nie drgnęła, gdy mężczyzna złapał ją za ramię. Leniwie przeniosła spojrzenie z Mavis na niego i posłała mu paskudny uśmiech, ukazujący czarne niczym węgiel zęby, z gęstą, brunatną mazią i wijącymi się robalami. Natychmiast, jak się spodziewała, uchwyt mężczyzny zelżał, co pozwoliło jej wyswobodzić się z uścisku i odsunąć w bok, w samą porę, by uniknąć wściekle nacierającego strażnika. Pozwoliła sobie przytrzymać drzwi, które właśnie uchylił wymykający się czarnoksiężnik i pociągnęła je do siebie, otwierając na oścież, tym samym umożliwiając bijącym się znaleźć odpowiedniejsze do tego podłoże. Nie mogła powstrzymać chichotu, obserwując jak padają prosto w błoto. To jej się udało.
Nagle kątem oka dostrzegła gęsty, szybko rozprzestrzeniający się, ciemny obłok , przypominający zasłonę dymną z występów iluzjonistycznych. Cholera, skąd ten dym?, pomyślała, machając przed twarzą jedną ręką, drugą wciąż przytrzymując drzwi. Wtem, spomiędzy mgły dojrzała wyłaniającego się inkwizytora, który minął ją pospiesznie. Flo pomyślała, że jego nieskazitelnie biały płaszcz wyglądałby ciekawie w połączeniu z błotem i pewnie nie omieszkałaby tego sprawdzić, gdyby jej uwagi nie zwrócił czyjś krzyk. Nie widziała, co się dzieje. Gdy pomieszczenie nieco wywietrzało, zobaczyła niedaleko wyjścia miecz, który upuścił strażnik. Przytrzymując drzwi nogą, sięgnęła po broń, a następnie cisnęła ją obok leżących w rozmokłej ziemi mężczyzn.
- Nie dziękujemy i nie zapraszamy ponownie – rzuciła bezczelnie, zamykając drzwi z trzaskiem. Odwróciła się i przez znikające już zupełnie kłębki dymu, zobaczyła rozgrywającą się w kącie scenę. Mavis klęczała obok rannej rudowłosej. Z zaplecza wyszła kobieta, niosąca wiadro z wodą.
Flo natychmiast podbiegła do nich, a z jej twarzy znikł wyraz rozbawienia. Przystanęła na chwilę, jakby wahając się i szybkim spojrzeniem zlustrowała otoczenie. Po chwili padła na kolana, prosto w kałużę krwi.
- Dobra, potrzymam – rzekła głosem zaskakująco spokojnym, wciskając drżące dłonie pomiędzy palce Mavis i dociskając ranę, by elfka miała wolne ręce. Patrzyła na cieknącą po jej rękach krew, patrzyła jak życie rudowłosej zamienia się w szkarłatną plamę. Nie przywykła do widoku krwi, przynajmniej nie w takich ilościach. Na chwilę przeniosła wzrok na bladnące oblicze rannej.
Ona nie przeżyje, przeszło jej nagle przez myśl, co jeszcze zwiększyło jej przerażenie, ratuję cholernego trupa.
Miała ochotę się rozpłakać.
Zacisnęła usta i szybko odwróciła wzrok. Jej spojrzenie wylądowało na siedzącym przy stole mężczyźnie. Zdawało się, że cała sytuacja była mu obojętna. Nie potrafiła go jednak potępić, bo w tym momencie najchętniej zrobiłaby to samo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mistrz Gry.




Dołączył: 17 Paź 2015
Posty: 23
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:11, 02 Sty 2016    Temat postu:

Z zaplecza wychynęli członkowie kapeli, zachęceni względną ciszą.
- O, jednak nie zwialiście na drugi koniec miasta - zagderała gospodyni, odzyskując pewność siebie. - Zrobić mi tu porządek. Nieprzytomnych za drzwi wywalić, najlepiej kulturalnie do stajni. Stoły poustawiać, no już!
Kobieta wolała nie mieszać się w sprawy piątki gości, pozwalając im zostać na pobojowisku. Przez pierwszych parę minut zerkała na nich kątem oka. Szybko dała sobie spokój, ci dziwni ludzie nie mieli zamiaru dalej rozwalać jej gospody.
Owi dziwni ludzie skoncentrowali swoją uwagę na Rudowłosej. No, może za wyjątkiem jedynego w tym towarzystwie mężczyzny. Nikt nie przejmował się Carneyem, tak jak on nie dbał o to, co dzieje się z innymi.
Ruda zamknęła oczy i zebrała siły. Cały czas nie traciła świadomości. Kiedy się odezwała, jej głos był bardzo cichy, ale zdumiewająco spokojny i zdecydowany.
- Ludzie, nie musicie się przepychać... Cholera, zaraz to opatrzę, tylko odpocznę. Zabierzcie te ręce!
Rudowłosej wydawało się, że pomagające jej kobiety są nadmiernie troskliwe, tymczasem sama nie mogła nawet podnieść głowy a co dopiero wstać. Pozwoliła im zająć się raną. Straciła dużo krwi, ale jeśli jej opiekunki szybko uniemożliwią jej dalsze wypływanie, życie Rudej nie powinno być zagrożone. Aby pokazać, że wszystko z nią w porządku, tym samym tonem zaczęła opowiadać im historię o tym, jak do tego wszystkiego doszło.
- Widzicie, jak przejeżdżałam drogą do miasta, jacyś wieśniacy zaczepili mnie i powiedzieli, że droga się tutaj kończy. A dalej jechał wóz, widać też było budynki mieszkalne. Zignorowałam ich, bo niby czemu mieliby mi zabraniać przejazdu? Wtedy jeden z nich uniósł kosę i mnie nią porządnie zadrapał. Dojechałam do miasta, zatrzymałam się, żeby owinąć ranę. Zaraz zjawił się pościg - spojrzała w stronę powalonego przez Carney'a wieśniaka. - Ukryłam się w pierwszej lepszej gospodzie, licząc, że oni pobiegną dalej. Ale mieli nosa i musieli tutaj wejść...
-----------
Kolejność: Mavis, Carney, Vasey, Florence

by Vasey


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry. dnia Sob 15:14, 02 Sty 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mavis




Dołączył: 14 Lis 2015
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:52, 07 Sty 2016    Temat postu:

Nawet nie zwróciła uwagi na to, kto postanowił jej pomóc, a kto nie. Liczyła się tylko jak najszybsze opatrzenie dziewczyny. Z gorączkowej gonitwy myśli wyrwał ją głos kolorowo odzianej dziewczyny, która uklękła obok gotowa pomóc. Nie była w stanie ukryć ulgi. Dodatkowa para rąk z pewnością się przyda. Skinęła lekko głową, czując ręce dziewczyny na swoich. Dotknęła wierzchu jej dłoni opuszkami palców.
- Przyciskaj mocno, żeby jak najmniej krwi uleciało. Zamknij oczy, jeśli nie lubisz widoku krwi. - powiedziała przekierowując wzrok na Vasey niosącą wiadro wody. Oderwała drugi rękaw sukni i przejęła naczynie, a następnie zmoczyła materiał. Wolną ręką podniosła sztylet i podała go elfce.
- Znajdź ogień i rozgrzej końcówkę. Trzeba zasklepić ranę. Pospiesz się, proszę. - natychmiast przeniosła wzrok na ranną, która zaczęła coś opowiadać. Najpierw chciała ją uciszyć ale to, że wciąż jest przytomna jest dobrym znakiem.
Chwyciła lekko nadgarstek tajemniczej dziewczyny, by oderwać jej ręce do rany. Przemyła cięcie mokrą tkaniną i znów zanurzyła ją w wodzie. Mokry materiał wcisnęła w dłonie szatynki i ruchem głowy nakazała znów zasłonić ranę. Sama w tym czasie zaczęła szukać w torbie potrzebnych ziół. Wyciągnęła zielony kwiat o płatkach przypominających liście. Oderwała dwa i zamoczyła je w wodzie, połamała liście tak, by w skorupce na wierzchu powstały bruzdy wydzielające sok. Skinęła głową w stronę cyrkówki, że może przestać uciskać ranę i zwróciła się do Rudej, która umilkła.
- Czyli w zasadzie niczym nie zawiniłaś. Ludzie moją paranoje. Posłuchaj, teraz położę na ranę roślinę o nazwie rojnik murowy. W pierwszej chwili może zapiec, bo nie mam czasu by go odpowiednio przygotować. Po chwili powinnaś poczuć ulgę, ale nawet wtedy pamiętaj, że nie wolno Ci zasnąć. Choćby się waliło i paliło, nie wolno Ci zamknąć oczu. - nie zaczekała na odpowiedź, tylko powoli zakryła bruzdę rośliną i zerknęła na pomagającą jej dziewczynę.
- Dziękuję. Umyj ręce w wodzie, są całe we krwi. Jeśli możesz, wyjmij strzałę z kołczanu na moich plecach i spróbuj grotem odciąć trochę czystego materiału z mojej sukni. Zrobię z tego bandaż. - natychmiast przeniosła wzrok z powrotem na poszkodowaną. Wiedza więcej tu nie pomoże, dziewczyna straciła za dużo krwi, jej szanse są marne bez odrobiny magii. Wzięła głęboki oddech, żeby uspokoić drżenie dłoni. Zamknęła oczy i skupiła się na miejscach, gdzie dotyka skóry dziewczyny. Poczuła delikatny impuls, gdy energia zaczęła przepływać przez jej ciało. Istoty z bardziej wyczulonymi zmysłami z łatwością mogły to zaobserwować. Skupiła się na połączeniu, jakie złapała z ciałem dziewczyny. W pierwszej kolejności uśmierzyła ból i zatamowała krwawienie, potem zajęła się dokładną dezynfekcją rany, czego nie była w stanie zrobić roślina. Czuła jak skóra Rudej powoli, od wewnątrz, zasklepia się i goi w przyspieszonym tempie. Szybko poczuła szumienie w głowie. Nie była w stanie uleczyć całej rany. Może gdyby więcej spała poprzedniej nocy i zjadła trochę więcej byłaby w stanie, jednak teraz jej ciało było zbyt wyczerpane, by móc dokonać dzieła. Potrzebna jej była Vasey z rozżarzonym ostrzem, trzeba przypalić skórę, żeby rana znów się nie otworzyła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Carney




Dołączył: 09 Lis 2015
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szkocja

PostWysłany: Sob 20:17, 09 Sty 2016    Temat postu:

Do leżącej Rudowłosej podeszła ta dziewczyna w kolorowej sukni i uklęknęła, żeby pomóc. Krew, która spływała jej po palcach raczej nie była dla nie przyjemnym widokiem, odwróciła więc wzrok, spoglądając wprost na niego. Carney uniósł brew i uśmiechnął się do niej nieznacznie.
W tym samym czasie Vasey poszła na zaplecze i po chwili wróciła z wiadrem wody i jakąś szmatką. Mavis zaraz zaczęła obmywać ranę, a następnie wyjęła z torby jakiś kwiat i po odpowiednim przygotowaniu przyłożyła go w miejscu obrażenia. Słowa, które wypowiedziała zabrzmiały jakby znała się na rzeczy i umiała leczyć ludzi. Z resztą, wszystko co robiła na to wskazywało. Elfka przyłożyła dłonie do ciała rannej. Szkot wyczuł oprócz krwi coś dziwnego. Była to jakaś niecodzienna woń, która jednak nie pachniała jak coś, co kiedykolwiek wąchał. Właściwie, nie wiedział nawet czy mógł to w ogóle nazwać zapachem. Zaintrygowany spojrzał na skupioną na czymś Mavis. Zorientował się, że zapewne próbuje wyleczyć Rudą, stosując jakieś nadnaturalne sposoby. Carney zmarszczył brwi. Nie sądził, że ktokolwiek jest w stanie coś takiego zrobić.
Mężczyzna z niezadowoleniem stwierdził, że z nikim już chyba nie uda mu się bliżej zapoznać. Nawet jeśli kobiety na razie przestaną zajmować się elfką, potem będą musiały znowu jej pomóc. Albo co gorsza, on będzie im potrzebny, gdyby chciały kogoś jeszcze do pomocy. A tego chciał uniknąć. W tej sytuacji wilkołak upewnił się, że wszystkie dziewki są zajęte i najdyskretniej jak mógł opuścił gospodę.
/zt
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vasey




Dołączył: 14 Paź 2015
Posty: 105
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 7:24, 12 Sty 2016    Temat postu:

Vasey postawiła wiadro z wodą tuż przy jej kolanach. Na polecenie Mavis zacisnęła odrobinę usta, ale wzięła sztylet. Elfka nie była łaskawa nawet poprosić lecz młoda szlachcianka nie mogła odmówić pomocy potrzebującej. Nawet cieszyła się, że sama nie musi zajmować się jej raną. Szczerze mówiąc nie znała się na tym a i odpowiedzialność była nieporównywalnie wyższa niż podsuwanie wszystkiego pod nos Mavis.
Wyprostowała się i rozejrzała w poszukiwaniu ognia. Jej wzrok padł na lampę, zwisającą z sufitu. Nie przejmując się tym, że tak nie wypada, Vas wskoczyła na stół i wsadziła ostrze w płomień świecy. Poczekała, aż ostrze porządnie się rozgrzeje. Na środku sali, obok rannej Rudowłosej kucnęła dziewczyna w kolorowej sukience. Wyglądała na nieprzywykłą do podobnych zajęć, ale starała się pomóc.
Co innego Carney. Mężczyzna dokończył piwo i jak gdyby nic wymknął się z gospody. Nie spodobało się to Vasey, nie pożegnał się nawet. W pierwszej chwili naiwna dziewczyna poczuła zawód, zaraz jednak się zreflektowała. Cham, zwykły włóczęga, któremu wszystko jedno. Jednak nieprzyjemne uczucie pozostało. Aby szybciej o nim zapomnieć, wsłuchała się w monolog Rudowłosej. Teraz zrozumiała, dlaczego ta bała się kilku wieśniaków. W tym stanie nie mogła walczyć. To i tak dziwne, że tak długo zachowała jasność umysłu. Ruda nadal miała świetny refleks, sztuki walki nie mogły być jej obce. Być może warto będzie się z nią zaznajomić. Vasey miała ochotę zapytać ją skąd przybywa i dokąd zmierza, kiedy wydało jej się to nie na miejscu. Nie dość, że Rudowłosa w tych okolicznościach zapewne wolała, aby te informacje nie trafiły do Inkwizycji, to jeszcze osłabionej kobiecie należał się odpoczynek. Skarciła się w duchu za swoją bezmyślność. Humor Vasey pogorszył się po raz kolejny. Zacisnęła wargi i poczekała na to, co zrobi Mavis.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Florence




Dołączył: 15 Gru 2015
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Paryż

PostWysłany: Wto 18:25, 12 Sty 2016    Temat postu:

Niezbyt to było uprzejme, gapić się na nieznajomego, lecz w tej chwili nie miało to znaczenia. Nazwijmy to sytuacją wyjątkową. Bądź co bądź para ciemnych oczu była o wiele ciekawszym widokiem niż to, co znajdowało się pod nią, a już na pewno o wiele milszą alternatywą od zaciśniętych powiek. Przez chwilę odniosła wrażenie, że mężczyzna wie, co chodzi jej po głowie i śmieje się z niej. Lekko zażenowana odwróciła się w stronę gospodyni, która coś mówiła. Zobaczyła jak kilku mężczyzn zbliża się do nieprzytomnych.
- Hej, ale tych tu zostawcie! – zawołała, patrząc na leżących wieśniaków – A strażników wywalcie. W pizdu z nimi. – następnie odwróciła się w stronę gospodyni i dodała – Zapłacę za pokój dla tych dwóch.
Szybko oderwała ręce od rudej na nieme polecenie elfki. Po chwili jednak, niezbyt chętnie wróciła do przyciskania rany. Z każdą mijającą sekundą przeklinała w duchu swoją porywczość, która przywiodła ją do tego, że klęczy teraz w kałuży krwi. Ale taka już była, zawsze musiała działać, nawet jeżeli postąpiłaby źle, nawet jeżeli pogorszyłoby to sytuację.
Dlaczego krew musi być taka gęsta i lepka, i ciepła, i taka śmierdząca…
Dopiero delikatne mrowienie w palcach zaalarmowało ją, że to magia znów płata jej figle. Widząc jednak pewne ruchy elfki, uspokoiła się nieco, a cały obrazek wydał się jej od razu mniej straszny.
- Dasz radę, ruda – rzekła do rannej – Musisz dać radę. Jesteś winna Mavis sukienkę.
Zdobyła się na żart, choć dość kiepski. Musiała sobie ulżyć bezsensowną gadaniną.
Po słowach rudej, całość zaczęła nabierać nieco więcej sensu. Ona musiała być tą podwładną, o której mówiła elfka. Dla pewności jeszcze odwróciła głowę i przyjrzała się stojącej na stole kobiecie, która zapewne też należała do królewskiej świty, ale jej złotobrązowy warkocz raczej nie powinien wzbudzić sensacji. Jednak nie wszystko do siebie pasowało. Gdy ruda skończyła, miała ochotę prychnąć i powiedzieć „łżesz!”, jednak to, co rzekła Mavis całkowicie ją zaskoczyło.
O czym one gadają? Przecież słyszała wyraźnie jak jaśnie wielmoża mówiła o dokonanych przez rudą zniszczeniach. Ale oczywiście, nie ma to jak zrzucać wszystko na niewinnych wieśniaków.
Chętnie i w pośpiechu opłukała ręce. Na polecenie elfki chwyciła jedną strzałę i wysunęła ją z kołczanu, niestety zbyt gwałtownie i kilka innych również się wysunęło, rozsypując po podłodze.
- Chędożone strzały – rzekła, patrząc na nie i machinalnie zaczynając je zbierać, po chwili jednak zdała sobie sprawę, że to marnowanie czasu. Wtem jednak zauważyła coś leżącego nieopodal wiadra.
- Może to się nada? – zapytała, podnosząc kawałek materiału, który razem z wiadrem przyniosła kobieta. Stanęła ze szmatą w ręku i spojrzała zdumiona na elfkę, która, co nie ulegało wątpliwości, zaczęła czarować. Podejrzewała, że jest czarodziejką, ale i tak ją to zaskoczyło. Nie wiedziała, co dokładnie robi elfka, ale łatwo można było się domyśleć, że próbuje uleczyć ranną. Piękna magia, pomyślała z lekkim ukłuciem zazdrości. Uwielbiała iluzję za niesamowite możliwości i zabawę, jednak w takich sytuacjach była praktycznie bezużyteczna. Chociaż niezupełnie. Spojrzała na zbliżającą się kobietę z rozgrzanym do czerwoności sztyletem i aż zadrżała. Wiedziała nazbyt dobrze jak boli przypalanie takim żelastwem. Ale mogła omamić ból i z pewnością zamierzała to zrobić.


Ostatnio zmieniony przez Florence dnia Nie 23:54, 24 Sty 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.maravillas.fora.pl Strona Główna -> Wschodnie dzielnice Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Style edur created by spleen & Programy.
Regulamin